
„Szybko kończymy, bo zaraz tu wejdzie”
– komediodramat z Komisją do spraw tzw. Pegasusa
IZ
3 lutego 2025 r.
Kolejne posiedzenie Komisji śledczej do spraw tzw. Pegasusa, na którym miał być przesłuchany Pan Minister Zbigniew Ziobro obnaża prawdziwy cel jej funkcjonowania, o którym co prawda pisaliśmy w cyklu „Piórem i Szponem” wiele razy, ale jak widać komisyjny serial nie pozwala o sobie zapomnieć. Można uznać, że 31 stycznia br. obywatele byli świadkami kolejnego kuriozum, w którym Komisja groteskowo udowodniła, że ślepa zemsta determinuje ją do czynów, odbierających powagę państwu i szacunek dla obywateli. Oczywiście można przyznać, że vis comica jej członków osiągnęła wyżyny, ale trudno uznać, aby samym śmiechem można było zrekompensować proces destabilizacji porządku prawnego i marnotrawstwo dla finansów publicznych, do czego obecnie Komisja się przyczynia, nie uznając obecnego stanu prawnego i ignorując ryzyko ujawniania informacji prawnie chronionych, o czym pisaliśmy we wcześniejszym artykule – „Tajemnica prawnie niechroniona”.
Mając na względzie, że liczba wydarzeń zarejestrowanych pod wspólnym tytułem – doprowadzenie Pana Ziobry przed Komisję śledczą, stała się zapewne rezerwuarem memogennych inspiracji i komentarzy adresowanych do opinii publicznej, warto i tak choć w skrócie odnotować kilka kwestii, które stanowiły o wielomiesięcznych przygotowaniach do przesłuchania Pana Ziobry. W jego przypadku scenariusz medialnego spektaklu napisano z wyjątkowym zacietrzewieniem. W zasadzie od początku działania Komisji wiadomo było, że będzie on brutalnie ścigany. I nawet choroba Pana Ziobry nie stanowiła przeszkody do bezlitosnego „show”, w którym karmiono społeczeństwo stwierdzeniami, że każdy jest równy wobec prawa, jakby to miało oznaczać, że Komisja ma prawo prowadzić etycznie nieakceptowalną nagonkę na człowieka dotkniętego nowotworem, bezczelnie kwestionując najpierw jego istnienie, a później starając się strywializować jego ciężar. Miesiącami tworzono charakterystyczny klimat dla „medialnej egzekucji”. Uchylenie immunitetu, a także orzeczenia sędzi Anny Ptaszek, której nie wyłączono podczas drugiego wniosku o doprowadzenie Pana Ziobry, mimo że orzekała w jego sprawie dotyczącej kary finansowej za niestawiennictwo, stanowiły domknięcie pewnego etapu, który należało zwieńczyć finałem.
Zapowiadała go knajackim językiem sama Komisja, dając do zrozumienia, że będzie bezlitosna. I tak, w dniu doprowadzenia Pana Ziobry na posiedzenie Komisji, od wczesnego rana mogliśmy obserwować kilka grup funkcjonariuszy Policji szukających świadka pod różnymi adresami, w towarzystwie ekip dziennikarskich. Po nieoczekiwanym pojawieniu się Pana Ziobry w Telewizji Republika i zaprezentowaniu w wywiadzie swoich racji, pozostawało tylko czekać na rozwój wypadków, które miały się rozgrać do godz. 10.30, tj. w terminie, w którym Policja zobowiązana była doprowadzić świadka przed Komisję. Tuż przed wskazaną godziną usłyszeliśmy krzyk: „Proszę opuścić schody, proszę usunąć się ze schodów! Będziemy je uruchamiać!”, świadczący o tym, że Pan Ziobro postanowił opuścić Telewizję Republika i dobrowolnie oddać się Policji. Przez niespełna 7 minut zbudowano napięcie w hitchcockowskim stylu – Pan Ziobro schodzący do Policjantów po schodach, których w końcu nie uruchomiono, przedzierający się przez tłum okalających go dziennikarzy, mijające sekundy odciskające się na czole kroplami potu u wrażliwego widza i metry dzielące świadka od Policjantów. A jednak zdążył i pewnie wielu widzów pomyślało, że jest więc szansa, że zostanie przesłuchany! Rzecznik Policji zresztą potwierdził, że wszystko odbyło się zgodnie z prawem, ale wiadomo było, że to jeszcze nie koniec, bo przecież pozostała droga do Sejmu, a tam szykował się polifoniczny finał, którego w tamtym czasie trudno było przewidzieć. Jeszcze poprzedniego dnia Pan Zembaczyński grzmiał w programie Moniki Olejnik: „(…) widzę taką uzbrojoną tchórzofretkę, bo nie wiadomo, czy da dyla, czy wyciągnie swoje pukawki z szafy i zacznie strzelać, a to co powinien zrobić, to być do naszej dyspozycji (…) Jesteśmy przygotowani na każdy cyrk (…)”.
Powyższe zapewnienia rozminęły się jednak z rzeczywistością. Okazało się bowiem, że dla Komisji lepszy od świadka, jest świadek przewożony na posiedzenia z aresztu śledczego na Białołęce i temu członkowie Komisji postanowili poświęcić ostanie minuty przed przyjściem Pana Ziobry. Akcja stała się gęsta od emocji, ale jedno widać było wyraziście, że nerwowość wzrastała wraz z upływem cennych minut, bo lada moment mógł pojawić Pan Ziobro i przegłosowanie niezgodnej z prawem uchwały o skierowanie wniosku o trzydziestodniowy areszt dla świadka byłoby niemożliwe. W tej sytuacji o suspens w wątku głosowania postarał się Pan Przemysław Wipler, który nie tylko zabrał Komisji swoim wystąpieniem cenne minuty, ale jeszcze zdemaskował prawdziwe jej intencje, twierdząc, że hucpą jest to, co właśnie robi Komisja: „(…) Od kwietnia zeszłego roku nie są publikowane bezprawnie jakiekolwiek orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego. Mówienie, że sprawa jest prosta, że ktoś sobie lekceważy prawo w momencie, gdy premier i rząd blokuje publikację wyroków Trybunału Konstytucyjnego, w tym orzeczenia stwierdzającego nielegalność tej komisji, to jest właśnie hucpa. (…) To jest tak, jakbyście zaczęli inwigilować obecnych polityków opozycji, żeby pomóc rozwiązać kwestie związane z nadużywaniem inwigilacji. (…) to jest absurd to, co robicie, dlatego będę przeciwny temu wnioskowi”.
Po jego wystąpieniu jeszcze pod adresem Pana Ziobry padło wiele gorzkich słów, jakby faktycznie nie był Komisji do niczego potrzebny, w końcu uznano go z góry za winnego, a fakt, że już znajdował się w budynku Sejmu było wyraźnie dla Komisji niekorzystne, dlatego w pośpiechu zaczęła przyjmować uchwały. Znaczące ostrzeżenie jednego z członków Komisji – „Szybko kończymy, bo zaraz tu wejdzie”, dało asumpt do niechlubnego głosowania, błyskawicznego zamknięcia posiedzenia i szybkiej ucieczki członków Komisji w poczuciu niezrozumiałego zwycięstwa nad Panem Ziobro. Tak, nie wszedł na salę obrad o godz. 10.30, podobnie jak w przypadku Komisji, która wiele razy rozpoczynała obrady po upływie kilku minut od ogłoszonej na stronie sejmowej godziny rozpoczęcia posiedzenia i nikt nie robił jej z tego tytułu zarzutu. Ponadto gospodarzami czynności doprowadzenia byli Policjanci, a nie Pan Ziobro, a oni już realizowali konwój, ponieważ świadek zgłosił się w terminie, który umożliwił im realizację procedury. Tak więc Komisja miała obowiązek czekać na zakończenie czynności doprowadzenia świadka, ponieważ wiedziała, że taka czynność się odbywa. Komisja jednak wolała odpowiednio sterować biegiem zdarzeń, jakby już niczego nie chciała osiągnąć poza śmiesznością, bo jak się okazało z późniejszych relacji – świadka dzieliło od niej tylko kilka metrów i jak sam stwierdził w wywiadzie Pan Ziobro, przed drzwiami przedstawiciel Straży Marszałkowskiej przekazał mu przy Policjantach, że jest mu bardzo przykro, ale ma polecenie od Przewodniczącej Komisji i świadek musi czekać (sic!). Relację tę na pewno uwiarygadnia komunikat na stronie Kancelarii Sejmu RP o treści: „Zadaniem służb, w tym Straży Marszałkowskiej, było doprowadzenie świadka Zbigniewa Ziobro na komisję. To zadanie wykonano zgodnie z procedurami i bez zbędnej zwłoki. O przebiegu posiedzenia, w tym rozpoczęciu przesłuchiwania świadka, decyduje komisja”, który zabrzmiał demaskatorsko i obnażył powzięty przez członków Komisji – z wyjątkiem Pana Wiplera, plan pod hasłem „dezercja”.
Cokolwiek śmiesznie zabrzmiało w powyższej relacji, niestety nie jest zabawne, ponieważ odziera jednocześnie ze złudzeń, wskazując, że misja odwetu jest nadrzędna, a marnowanie sił i środków, szczególnie w dziedzinie bezpieczeństwa państwa, nie jest niczym nagannym dla Komisji. Karmienie obywateli rozliczeniami politycznymi, dla których w zasadzie zdemolowano praworządność, wtłaczając społeczeństwu wizję „cyberbroni” wymierzonej w obywatela, to jakiś podsycany programowo obłęd, który jednocześnie ma stępiać jego umysł, aby mógł usprawiedliwiać bezmyślny lincz na przeciwnikach politycznych, sięgający po przypadkowe ofiary. I co istotne, w ciągu całego ubiegłego roku społeczeństwo mogło obserwować modus operandi Komisji i przekonywać się, że nie przybliża on do żadnej prawdy, a nawet stanowi przeszkodę w wyjaśnieniu potencjalnych wątpliwości. Dzięki niemu Komisja skutecznie niszczy szacunek do organów państwa stojących na straży bezpieczeństwa oraz lekceważy skutki, które obywatele odczują na własnej skórze, kiedy państwo nie będzie w stanie przeciwstawić się brutalnej przestępczości i obcej agenturze, tylko dlatego, że nie posiada odpowiednich narzędzi, które umożliwiają skuteczne działanie. Należy również zwrócić uwagę na wyjątkowo ważną kwestię, która nie wybrzmiewa w medialnych przekazach dobitnie, że Komisja wskazany wyżej spektakl prowadzi równolegle do postępowania w Prokuraturze, inaczej rzecz ujmując, niezdarnie i w okrojonym zakresie powiela czynności Prokuratury (sic!).
Patrząc więc na komisyjne ekscesy, trudno nie uznać działalności Komisji za czystą groteską, wziąwszy pod uwagę, że jej legalność została zakwestionowana przez „sąd ostatniego słowa”. Przypomnijmy więc, że Komisja śledcza ignoruje wyrok U 4/24 Trybunału Konstytucyjnego z dnia 10 września 2024 r., na mocy którego została zakwestionowana możliwość funkcjonowania Komisji nieposiadającej uprawnień do oceny zasadności zgód na zastosowanie kontroli operacyjnej, w związku z nieuprawnionym wkraczaniem w sferę sędziowskiej niezależności. Ponadto będąc organem kontrolnym prowadzącym śledztwo sejmowe w granicach podmiotowych i przedmiotowych funkcji kontrolnej Sejmu, obrała sobie za zakres badań informacje dotyczące pracy operacyjno-rozpoznawczej, do których nie może mieć dostępu, ponieważ nie jest sądem ani prokuratorem. Odrzucając wyrok Trybunału Konstytucyjnego, Komisja w poczuciu fałszywie pojętej misji o ustaleniu stanu faktycznego, feruje wyrokami i de facto realizuje za cenę bezpieczeństwa państwa tylko medialne widowisko, czyniąc z wniosków o kary porządkowe demonstrację siły. Przymuszając do składania zeznań obywatela, dla którego wyrok Trybunału Konstytucyjnego jest ostateczny. I nie bierze pod uwagę, że w takich okolicznościach przymuszanie do zeznań dotyczących tajemnicy prawnie chronionej, wiąże się z nieuprawnionym dostępem do informacji niejawnych, których ujawnienie w przepisach ustawowych zostało określone rozmiarem szkody dla interesów Rzeczpospolitej Polskiej (art. 5 ustawy z dnia 5 sierpnia 2010 roku o ochronie informacji niejawnych oraz art. 24 i 28 ust. 2 ustawy z dnia 9 czerwca 2006 r. o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym) i podlega penalizacji.
Wyjątkowo obłudnie brzmi również argument Komisji, że jest w prawie, ponieważ wyrok U4/24 z 10 września 2024 r. nie został opublikowany w odpowiednim dzienniku urzędowym. Komisja bowiem zdaje się naiwnie zakładać, że obywatele nie wiedzą, że niepublikowanie wyroków jest naruszeniem norm, wynikających z ustawy z dnia 20 lipca 2000 r. o ogłaszaniu aktów normatywnych i niektórych innych aktów prawnychi nie jest traktowane jako czynność uznaniowa, tylko obowiązek konkretnego urzędnika, który podlega odpowiedzialności karnej za zaniechanie, o którym mowa w art. 231 § 1 kk – „Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”.
Trudno więc uznać, że zaniechanie publikacji wyroku U 4/24, w tym przypadku prowadzące do umyślnego naruszenia zasady legalizmu (art. 7 Konstytucji RP), jest w mocy usunąć znamię wadliwości funkcjonowania Komisji, tylko dlatego, że twierdzą tak: jej członkowie, określona grupa prawników, polityków i dziennikarzy, chcących uchodzić za samozwańcze gremium naprawiające praworządność wedle własnych pozakonstytucyjnych reguł.
Uwzględniając powyższe argumenty, warto zadać pytanie, ile kosztuje działalność Komisji? Na pewno więcej niż podawana oficjalnie kwota miesięczna w wysokości 200 tys. zł, trudno bowiem nie zakładać, że dużo bardziej dotkliwe są i będą koszty ukryte, które płacimy w fundowanym nam demolowaniu praworządności. Nie ma chyba też złudzeń, że organizacja każdego spektaklu, który zafundowała nam Komisja, odbywała się nie tylko przy udziale Policji i służb, ale również świadków i ekspertów z innych instytucji, realizujących politykę zemsty, jeśli nie w swoim imieniu, to swoich mocodawców politycznych lub występujących w dobrej wierze, z nadzieją, że przyczyniają się do ustalania jakiejś prawdy. W tym miejscu szczególnie należy podnieść, że pomoc udzielana Komisji przez Policję, służby i inne podmioty nie tylko drenuje ich budżety przydzielone na realizację ustawowych zadań, ale również niszczy potencjał osobowy, który nie jest bezwolnym narzędziem, nierozumiejącym, do jakiej akcji jest wykorzystywany.
Ostatnie ekscesy podczas doprowadzania Pana Ziobry na posiedzenie Komisji należy ocenić jako coś przełomowego, bowiem okazało się, że żądza zobaczenia świadka w areszcie wygrała z elementarnym poczuciem przyzwoitości i profesjonalizmu. Żaden członek Komisji nawet nie zadał sobie pytania, czym Komisja uzasadni wniosek do Prokuratora Generalnego o uruchomienie procedury związanej z trzydziestodniową karą aresztu, jeśli ani ustawa o sejmowej komisji śledczej ani przepisy kodeksu postępowania karnego nie przewidują kary porządkowej za skuteczne doprowadzenie świadka na posiedzenie komisji!!! Okoliczność, w której członkowie Komisji faktu tego nie dostrzegają, nie obciąża przecież świadka, który nawet nie miał okazji uporczywie uchylać się od składania zeznań (art. 287 kpk), ale bezsprzecznie jest blamażem samych członków Komisji, którzy przejawiając predylekcję do bezmyślnej zemsty, powzięli decyzję o uporczywym nieodbieraniu zeznań od świadka i w tym celu postanowili zdezerterować. Oprócz kompromitacji Komisji z całej akcji wyziera niestety okrutna prawda, że jej członkowie nie są zdolni nie tylko do obiektywnego ustalania stanu faktycznego zgodnie z zakresem przyznanych im uprawnień i dokonywaniu jego oceny na podstawie obowiązującego prawa, ale również nie są zdolni do rzetelnej weryfikacji pozyskanego materiału, jeśli przeczy faktom. Ponadto ich działanie jest nacechowane takim poczuciem bezkarności i buty, że nie należy oczekiwać, że są w stanie zrozumieć, na czym polegały ich dotychczasowe błędy w gromadzeniu środków dowodowych i ustalaniu ich wartości. Komisja, choć nielegalna, na pewno będzie jeszcze wymyślać wiele niestworzonych historii, że wpadła na sensacyjny trop albo wydobyła z czeluści świadka, którego wyłącznie na potrzeby własnego spektaklu będzie nazywać „koronnym”, wszystkie te kroki niechybnie będą przybliżać ją do prawdy o cyrku, która sama tworzy niestety za pieniądze podatnika i kosztem bezpieczeństwa państwa.

IZ
16 stycznia 2025 r.
Przesłuchanie pierwszego funkcjonariusza CBA przed Komisją Śledczą do spraw tzw. Pegasusa z pewnością było momentem przełomowym z wielu powodów, które w państwie szanującym służbę dla kraju nie powinny były się wydarzyć, ale skoro byliśmy ich świadkami, to oznacza, że została przekroczona kolejna granica, za którą już nietrudno sobie wyobrazić gorsze rzeczy, a to jest już solidna motywacja, żeby „Piórem i szponem” przynajmniej spróbować pokazać, że ludyczno-komisyjne spektakle zaczynają wymykać się spod kontroli rozumu i troski o bezpieczeństwo państwa. Tym bardziej, że sposób przesłuchiwania świadka, jaki został zaprezentowany 7 stycznia 2025 r. jest złowieszczym potwierdzeniem, że Wysoka Komisja zdaje się dla własnych celów robić użytek z przepisów odnoszących się do tajemnic prawnie chronionych i gwarancji procesowych, a powinna je po prostu stosować zgodnie z zamysłem prawodawcy. Co prawda stan przekonania członków Komisji, że mają rację niemalże we wszystkim, jest tak dojmujący, że trudno oczekiwać zmian w ich postępowaniu, ale choć jedna wzbudzona niniejszym artykułem rozsądna refleksja, nawet niewypowiedziana przez komisyjne gremium publicznie, jest warta niniejszego wysiłku.
Należy go również podjąć, w celu wyjaśnienia kilku istotnych kwestii, ponieważ medialny spektakl z tzw. Pegasusem również degeneruje debatę publiczną i staje się realnym problemem dla bezpieczeństwa państwa, pomimo że wiedza na temat skuteczności działań obcego wywiadu powinna być już dobrze przyswojona po niedawnej sprawie Rubcowa oraz aferze z hiszpańskim Pegasusem. Biorąc pod uwagę, że aktywność obywatela w otwartej debacie jest cenna w demokratycznym państwie prawa, nie wolno również zapominać, że przynosi ona lepsze skutki dla ochrony jego praw i wolności, jeśli jest on rzetelnie informowany. Niestety może również stanowić słabe ogniwo systemu bezpieczeństwa, jeśli jego udział w debacie publicznej będzie instrumentalnie traktowany do walki politycznej, a tak się stało w przypadku tzw. Pegasusa, w którym minister, funkcjonariusz, urzędnik, kontroler, ekspert, celebryta i wiele innych osób zostało wmontowanych w machinę, która już nie potrafi się sama zatrzymać w obawie przed własną kompromitacją.
Jednocześnie warto zapewnić, że artykuł nie jest instruktażem, w jaki sposób rozhermetyzowywać system bezpieczeństwa państwa, ponieważ i tak w obliczu faktów stałby się bezużyteczny. Poza tym praca w demolowaniu systemu wydaje się być wypadkową ambicji sprzężonej z szaleństwem zemsty i merytorycznego deficytu, który zaczyna przerysowywać własne możliwości, a w takiej konstelacji przewidzieć kolejny etap procesu demolowania, wcale nie jest łatwo. W zasadzie zaczęło się już dawno od hasła „zlikwidujemy CBA”, a obecnie zamysł ten jest intensyfikowany nie po to, by ziścić plan likwidacji, nawet jeśli ona nastąpi, o czym pisaliśmy w poprzednim artykule, ale żeby wyreżyserować dobry spektakl, w którym znajdzie się cała domniemana „grupa przestępcza”. Uniwersalna metoda: zaprezentować „wiedzę” z dokumentów, w tym niejawnych, serwowanych intencjonalnie; pokazać urzędników tłumaczących się ze swoich decyzji; radców kiedy trzeba skorych do nieomylnych opinii, że szklanka do połowy pełna, nie jest do połowy pustą; pokrzywdzonych zaświadczających z żarliwością, że podmiot osądzany to jakiś spirytus moves dramatu, który przeżywali bez uzasadnionej przyczyny; ekspertów, którzy być może w dobrej wierze będą dzielić się swoją wiedzą, odpowiednio później dopasowywaną do sentencji wyroku bez osądzenia; wreszcie zdeterminowanej komisji, która „nikczemników” będzie przesłuchiwać z taką determinacją, żeby likwidacja tego ohydnego podmiotu, w imieniu którego działali, przyniosła ludzkości spokój.
I proszę uwierzyć, że nie o tanią przesadę w powyższej wyliczance chodzi, a o pokazanie pewnego deficytu przewidywania, które owszem może umykać opinii publicznej, zwabionej zupełnie zrozumiałą chęcią dotarcia do prawdy, a przynajmniej do jakiegoś przekonania o stanie faktycznym, ale nie powinno umykać rządzącym, że tego typu działania to raj dla przestępcy i obcej agentury. Przecież z taką precyzją docierają do niej informacje o: konkretnych osobach, ich kwalifikacjach, relacjach, kompetencjach, procedurach, niezapisanych w dokumentach mechanizmach działania, lokalizacjach i regułach postępowania, charakterze i powodach konfliktów, profilach osobowych i o wielu innych kwestiach, o które obywatelowi nie przyszłoby do głowy zapytać, bo dotyczą spraw bezpieczeństwa w najbardziej newralgicznym aspekcie czyli pracy operacyjno-rozpoznawczej, która z definicji stanowi tajemnicę prawnie chronioną ze względu na dobro Rzeczypospolitej[1]. A przecież zasada proporcjonalności, aby osiągnąć cel metodą adekwatną czyli taką, w której realizacja celu, nie pociąga za sobą nadmiernych kosztów, tylko te niezbędne, bo tylko one zasługują na miano koniecznych w demokratycznym państwie prawa, zakładamy, że powinna być rządzącym znana, podobnie jak zarządzanie ryzykiem, w którym istotne jest obniżanie poziomu podatności, bo to one wykorzystywane są do czynów przestępczych. Czy tak trudno przewidzieć, że obca agentura kieruje się rozsądkiem i nie będzie rozpracowywać tego, co państwo polskie serwuje jej na talerzu pod hasłem „rozliczymy służbę, która według nas zakupiła cyberbroń wymierzoną w każdego obywatela”. Tej przewidywalności brakuje również Wysokiej Komisji, która z zapałem każdą wątpliwość próbuje zakwalifikować jako ciężkie przestępstwo, a obowiązujący stan prawny, korzystający z zasady domniemania konstytucyjności arbitralnie uznaje za wadliwy tylko po to, żeby móc spiąć w całość szaleńczą wizję o tzw. Pegasusie, przed którym chce obronić obywateli, na czele których, tak się składa, stoi zawsze ta sama grupa osób, których nazwisk Państwu oszczędzimy. I dla precyzji przekazu, nikt nie odbiera im prawa do dochodzenia swoich racji na drodze cywilnej czy karnej, ale stosowanie metod odwetu na każdym, na którego padnie cień podejrzenia, że oddychał w jednym pomieszczeniu z politycznym oponentem obecnie rządzących, nie można przemilczać.
Niniejszy artykuł nie jest również sensacyjnym ujawnieniem informacji klasyfikowanych na podstawie ustawy o ochronie informacji niejawnych, na co mógłby dla niewprawnego oka sugerować jego tytuł. Został wprowadzony dla oznaczenia nowej rzeczywistości, w której to, co z przepisów prawa należy do materii chronionej np. Rzeczpospolita Polska jako dobro wspólne wszystkich obywateli, bezpieczeństwo państwa, interes ochrony informacji niejawnych, powoli jest jej pozbawiane. Nawet Wysoka Komisja niejednokrotnie z przekonaniem powtarzała, iż tyle informacji niejawnych przedostało się do opinii publicznej, że w zasadzie wszyscy już prawie wszystko wiedzą, więc nie ma co przesadzać z jej reglamentacją. Dobitnie zostało to wyrażone podczas posiedzenia z udziałem Pana Piotra Pogonowskiego, a w trakcie przesłuchania funkcjonariusza CBA nabrało dodatkowo karykaturalnego charakteru, kiedy funkcjonariusz zeznający i wspierający go pełnomocnik – zdaniem Komisji – nie musieli przejmować się przepisami szczególnie w tych momentach, w których miałyby one stanowić podstawę uchylania pytań z zakresu pracy operacyjno-rozpoznawczej podczas jawnego przesłuchania. Wysoka Komisja nawet pouczała: „ (…), Proszę Pana Pełnomocnika, żeby nie zwracał mi uwagi pod kątem mojego pełnienia służby. Tak mam doświadczenie w przesłuchiwaniu, ale Pan jako Pełnomocnik powinien doskonale sobie zdawać sprawę z tego, że jeśli jest informacja niejawna powszechnie znana, i ma charakter powszechnie dyskutowanej, to traci swoją tajemnicę (…)”. Z konstatacją, że traci ona swoją tajemnicę można byłoby się z Wysoką Komisją zgodzić, ale tajemnicy tej chyba sama informacja nie porzuca, żeby wyzwolić się z niejawności? W powyższym stwierdzeniu dość trafnie, choć w pewien niezamierzony sposób zawarto mechanizm rozhermetyzowywania systemu bezpieczeństwa informacji niejawnych, który w tym przypadku nie bazuje na klasycznym ujawnieniu informacji w związku z nieuprawnionym dostępem, w którym istnieje możliwość precyzyjnej identyfikacji, że doszło do tego jednokrotnego ujawnienia, kto się go dopuścił, a także oszacowania szkody, będącej jego skutkiem – choć i takie ujawnienia mogą mieć miejsce, ale nie jest to celem niniejszego artykułu, aby kwestię tę rozpatrywać wyłącznie na podstawie wiedzy czerpanej z komisyjnego źródła poznania. To jest mechanizm żerujący na opisanym wyżej spektaklu, w którym pokusa „upubliczniania” całego strumienia szczątkowych informacji pozornie „dywersyfikujących” zagadnienie klasyfikowane na podstawie ustawy o ochronie informacji niejawnych, pomaga zacierać granicę pomiędzy tym, co bez wątpienia zawsze pozostawało jawne, a tym, co sklasyfikowane do właściwej klauzuli tajności, ale zaczyna tracić atrybuty tajemnicy w sposób wymuszony, czyli w sposób nienaturalny, niezwiązany z ustaniem przesłanek ochrony warunkujących utrzymywanie klauzul tajności[2]. Aż do momentu, w którym bez żadnych oporów całe niezliczone audytorium usłyszy z ust Komisji, że system i tak jest wyłączony czyli krótko mówiąc, nie działa (sic!). Tę ostatnią kwestię pozostawimy bez komentarza, mając nadzieję, że refleksja wygenerowana samodzielnie, co to oznacza dla bezpieczeństwa obywateli, będzie cenniejsza niż narzucona komentarzem.
Pośrednim dowodem na istnienie tego mechanizmu było właśnie przesłuchanie funkcjonariusza CBA, który nie zadowolił Komisji, ponieważ uchylał się od odpowiedzi mimo ukrytego wizerunku, co wyraźnie drażniło Wysoką Komisję. Zapewne nikt z jej członków nie wziął pod uwagę, że postawa funkcjonariusza, jak również towarzyszącego mu pełnomocnika świadczyła o tym, że dla nich tajemnica ma dużo szerszy zakres i co więcej faktycznie stanowi o prymacie informacji niejawnych, ustanowionym zgodnie z klauzulą limitacyjną, która po spełnieniu określonych warunków daje podstawę do ograniczenia prawa i wolności obywatela w szczególnych sytuacjach dla dobra Rzeczpospolitej Polskiej czyli wspólnoty obywateli[3]. A czego przejawem na gruncie praktyki służb nie jest inwigilacja, jak to próbuje się opinii publicznej nachalnie wtłaczać[4], tylko kontrola operacyjna realizowana zgodnie z zasadą subsydiarności, a także związane z nią gwarancje ustanowione dla realizowania właściwej ochrony państwa i obywateli, przestrzegane przez funkcjonariuszy, o czym przekonała się również Wysoka Komisja, niezadowolona z odpowiedzi funkcjonariusza respektującego przepisy. Po pierwsze, że organ jest ustawowo zobligowany do ochrony środków, metod i form pracy[5], w szczególności informacji, o których mowa, w art. 28 ust. Ustawy o CBA, tj. informacji objętych zakazem udostępniania, jeżeli zostały uzyskane w wyniku prowadzonych przez CBA albo inne organy, służby lub instytucje państwowe czynności operacyjno-rozpoznawczych; o szczegółowych formach i zasadach przeprowadzania czynności operacyjno-rozpoznawczych oraz o stosowanych w związku z ich prowadzeniem środkach i metodach; a także o osobie udzielającej pomocy CBA. Po drugie, funkcjonariusze oprócz wiedzy, posiadają wrażliwość, że ujawnienie, szczególnie skutkujące dekonspiracją[6], może nastąpić z błahego powodu i wywołać skutki dla innych osób, które realizują czynności w różnych sprawach operacyjno-rozpoznawczych, czego członkowie Komisji raczej nie zakładają, twierdząc, że problem kończy się wraz z ujawnieniem informacji niejawnej, bezrefleksyjnie odrzucając konieczność mitygowania ryzyka wystąpienia kolejnych niepożądanych jego skutków. Można więc stwierdzić, że to, co było zupełnie właściwym zachowaniem funkcjonariusza i jego pełnomocnika, stało się dla Komisji ich zbędną asekuracją.
Szczególnie oburzał fakt, że funkcjonariusz podczas przesłuchania nie mógł wypowiadać się zgodnie ze swoją wiedzą i pamięcią oraz w zakresie udzielonego przez Szefa CBA zezwolenia, a w zamian dostawał gburowate docinki w stylu: „Pana zeznania potwierdzają słuszność decyzji o likwidacji CBA”. Nieukontentowana odpowiedziami Komisja przyznała sobie prawo do straszenia świadka, obrażania i przystępowała do nagonek, wywierając presję. Nie rozróżniając sytuacji, w której pytania jawne wymagają niejawnej odpowiedzi, której ze względu na przepisy funkcjonariusz nie mógł udzielić na posiedzeniu jawnym albo w ogóle, ponieważ objęta była zakazem. Pomijamy, że po prawie rocznym funkcjonowaniu tej Komisji jednego funkcjonariusz mógł być pewien, że będzie odpowiadał pod presją reżyserowanego spektaklu, a jego zeznania mają być wisienką na torcie i uwiarygadniać wszystkie wypowiadane wcześniej brednie, które z całkiem pokaźnym zestawem faktów z obszaru chronionego, tworzą niebezpieczny mechanizm zacierania się granic między tym, co Komisja uznaje za jawne, a tym, co w rzeczywistości nim jest lub staje się w związku z nieuprawnionym ujawnianiem informacji oznaczonych klauzulą tajności. A zauważyć należy, że historia tzw. Pegasusa przynajmniej w wersji komisyjnej trwa już kilka lat.
Dla przypomnienia od stycznia 2022 r. umiejętnie sterowano opinią publiczną podczas obrad Komisji Nadzwyczajnej ds. wyjaśnienia przypadków nielegalnej inwigilacji, ich wpływu na proces wyborczy w Rzeczypospolitej Polskiej oraz reformy służb specjalnych, której nazwa już sugerowała istnienie dogmatu „o nielegalności działań” CBA. Zresztą Komisja Senacka powołana uchwałą Senatu nie miała uprawnień do zajmowania się tak newralgiczną materią, ale nie było to dla niej przeszkodą, żeby stworzyć raport, w którym rzekomo „ujawniono” i opisano przypadki nielegalnej inwigilacji oraz naruszeń prawa podczas stosowania przez służby specjalne kontroli operacyjnej, mając pełną świadomość, że dokonano tego bez dokumentów pochodzących z CBA lub innych służb, ekspertyz i nie mogąc przesłuchiwać w tym zakresie odpowiednich świadków. Zainteresowano natomiast tematem ekspertów, profesorów, posłużono się kontrolą NIK, która zgodnie z właściwością po wycieku pewnej „faktury” przeprowadziła kontrolę w Ministerstwie Sprawiedliwości. Zainicjowano Komisję PEGA, która wezwała do złożenia wyjaśnień przedstawiciela NSO. Zaczęto budować narrację medialną wokół relacji ludzi stanowiących stałą i namaszczoną przez środowisko grupę pokrzywdzonych, opinii prawnych o zasięgu międzynarodowym oraz ekspertyz, m.in. przeprowadzonych wyłącznie przez Citizen Lab, które stwierdzało, że na kilku telefonach według ich przyjętej metodyki sprawdzeń doszło do jakichś ingerencji, które ówcześnie nie mogły posiadać waloru dowodowego, ale według Komisji były ponad wszelką wątpliwość autorstwa CBA, a więc jak najbardziej nielegalne. Składano zgodnie z prawem zawiadomienia o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, a także wyjaśniano w postępowaniach prowadzonych przez Rzeczników Finansów Publicznych, czy doszło do złamania dyscypliny.
Tak kontynuowana medialna batalia rozrastała się do niebotycznych rozmiarów, żeby już po wyborach w ramach obecnej Komisji wystrzelić nowym insynuacjami budowanymi na kanwie urobku Komisji Senackiej. Od początku było wyraźnie widać, że jej powołanie nie miało absolutnie żadnych poważnych celów, z wyjątkiem przeprowadzenia procesu pokazowego, niestety kolejnego dla podtrzymania linii ataku, który został nakreślony w programie koalicji rządzącej. A wziąwszy pod uwagę, że niezweryfikowany materiał po pracach Komisji Senackiej stanowił jej bazę, zaczęto wedle założeń starego scenariusza i oczywiście nie bacząc na koszty dotyczące realnych zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa, kontynuować ze zdwojoną siłą wykazywanie, że w kwestii cyberbroni wszystko się potwierdza, bo Komisja ma lub będzie miała lada moment dowody na to, że ma rację. Co istotne, był też moment pewnego zawahania, ponieważ minister Bodnar podzielił się uwagą, że „paradoksalnie służby dbały o biurokrację”, która nie pasowała do mitu o totalnej inwigilacji. Należy również dodać, że równolegle do spektaklu prowadzonego przez Komisję rozpoczęły się czynności specjalnego zespołu prokuratorów kierujących śledztwem w sprawie tzw. Pegasusa, które objęte są całkowitą ochroną. I można się zastanawiać, czy tak prowadzona medialnie Komisja nie działa na szkodę toczącego się postępowania w prokuraturze? A nawet wypadałoby zakładać, że jest to bardzo prawdopodobne nie tylko we wskazanym przypadku, ale i w innych postępowaniach, które prowadzone są na podstawie dowodów pozyskanych z kontroli operacyjnej wobec osób, których statusu nie można w tej chwili przesądzać, a w śledztwie dotyczącym tzw. Pegasusa już uczyniono z nich świadków w domyśle pokrzywdzonych.
Zresztą niejasności w tej kwestii jest więcej, ponieważ stworzono listę 578 osób, która ilościowo nie spełniała oczekiwań hasła o masowej inwigilacji, więc zaczęto bardzo wyraźnie akcentować, że dopiero zlecona ekspertyza wykaże, jak było faktycznie, chociaż i tu zupełnie niedawno poinformowano opinię publiczną, że ekspertyza może trwać aż do 2030 r., co zadziwiło nawet tych, którym nigdy nie przemknęło przez myśl, że cała afera może być politycznie skrojoną ofensywą, w której wypuszcza się salwy armatnie, żeby dobrze zagłuszały brak dowodów. Pozostaje jeszcze kwestia samej dyskusji o możliwości powiadamiania osób o tym, że podlegały kontroli operacyjnej, która ze względu na powagę organów władzy znamionuje co najmniej dezynwolturę w stosunku do tajemnicy prawnie chronionej ze względu na dobro Rzeczypospolitej. Jeśli jednak nie była to czcza pogłoska i ktoś nieuprawniony dowiedział się pozaprocesowo, że był objęty kontrolą, to również przestępstwo przeciwko informacjom niejawnym, ponieważ tego typu udostępnienie musi mieć podstawę legalną rangi ustawowej, która w polskim porządku prawnym nie istnieje[7], zresztą potwierdzają to nawet wnioski z Raportu Komisji Senackiej. Jak te zapowiedzi ostatecznie zostały wdrożone trudno jednoznacznie stwierdzić przy wielu sprzecznych doniesieniach, niemniej wytypowano 31 osób, które jako osobowe źródła dowodowe zapewne są przesłuchiwane w prokuraturze. Sama lista 578 nazwisk pozostaje wyjątkowym „zjawiskiem” w przestrzeni publicznej, na które warto zwrócić uwagę we wskazanym powyżej kontekście.
Jedno rzuca się w oczy od początku zamysłu afery z tzw. Pegasusem, że Komisja ma utrzymywać stan zagrożenia cyberbronią z takim nasileniem, aby przygodnych ekspertów nieświadomych konsekwencji było wielu, ponieważ będą uwiarygadniać cały medialny proces, bez względu na prowadzone śledztwo i wymowę faktów odartych z narzucanej oceny. Wszystko w imię obrony obywatela, odciągając go od kwestii rozhermetyzowywania systemu bezpieczeństwa, czyniąc ze spektaklu łowisko, wyposażające przestępczość zorganizowaną i obcą agenturę w konkretne informacje. Środowiska przestępcze, ze wskazaniem na wyrafinowane indywidualne przypadki uwłaczające godności sprawowanych urzędów, są zniecierpliwione, kiedy mitycznie kreowany system okaże się nielegalny. Wtedy bowiem niektórzy adwokaci będą mogli ruszyć z wnioskami uzasadniającymi, że zebrany z kontroli operacyjnej środek dowodowy nie posiada wartości dowodowej, ponieważ jego pozyskanie wiążę się z przestępstwem nielegalnego nabycia systemu. I tak ruszy kolejna lawina bezkarności, którą w imię „sprawiedliwości” zafunduje się społeczeństwu. Szczególnie dla ludzi służb, zaangażowanych przez lata w ochronę i obronę bezpieczeństwa państwa, w każdym obszarze jego funkcjonowania, będzie to gorzka lekcja życia, że uczciwą służbę dla kraju można lekką ręką zniszczyć w imię doraźnych interesów. W tym celu wypuszcza się tezy „o wyłudzaniu zgód” na kontrolę operacyjną u sędziów, pomijając, że to ich w ostatecznym rozrachunku ośmiesza, w końcu jest to zgoda, dzięki której obywatel dostaje gwarancje, że jego niewiedza o tym, że jest objęty kontrolą, została potraktowana w demokratycznym państwie prawa poważnie, skoro pochyla się nad nią niezawiły sędzia. Ale w tej kwestii większość sędziów milczy, jakby nie dotykał ich problem dobrego imienia, a niektórzy nawet ochoczo podpisują się pod tymi insynuacjami.
Metoda na przekrzykiwanie rozsądku daje konkretne żniwo w postaci projektowanych rozwiązań ustawodawczych, które będą kolejnym krokiem niszczącym polskie służby – i nie tylko dotyczy to likwidacji CBA, ale temu zagadnieniu poświęcimy kolejne artykuły. Trudno wyeksponować wszystkie metody, podbudowujące negatywne emocje w społeczeństwie, ale kilka chociaż warto przytoczyć, ponieważ mogą być wyjaśnione w trybie jawnym. Przede wszystkim długo Komisja utrzymywała przeświadczenie, że system przeznaczony do kontroli operacyjnej urządzeń końcowych przetwarza informacje niejawne, mając na uwadze, że tylko takie systemy podlegają obowiązkowi akredytacji przez ABW lub SKW, co dawało Komisji podstawy do oskarżeń, że nie było przeprowadzonej akredytacji, więc doszło do naruszenia przepisów. Tymczasem co do zasady systemy takie korzystają z wyłączeń z obowiązku akredytacji, na podstawie art. 51 ust. 1 uoin[8]. I nie jest to praktyka, którą wymyśliło CBA, ale przepis ustawy obowiązujący od początku jej funkcjonowania, czyli od 1 stycznia 2011 r., który nigdy wcześniej nie był kontrowersyjny dla żadnej ze służb. Wydaje się, że Komisja stara się unikać rudymentarnych stwierdzeń wprost wynikających z przepisów ustawy, czyli źródeł prawa powszechnie obowiązującego, za to prowadzi sensacyjne dochodzenia ad absurdum. I tak, ustawa bowiem jasno określa, że wyłączone są z akredytacji systemy, które służą do pozyskania i utrwalenia informacji, co do zasady jawnych, a ochronie podlega sposób ich pozyskania i to on spełnia kryteria informacji niejawnej. I dalej, logiczną konsekwencją wydzielenia systemów, które nie podlegają akredytacji, jest konieczność przeniesienia pozyskanych przez nie informacji – chronionych ze względu na operacyjny charakter pozysku, do środowiska akredytowanego, w której ustanowiona tajemnica w zakresie czynności operacyjno-rozpoznawczych otrzymuje należną jej ochronę, wyznaczoną na podstawie kryteriów wskazanych w art. 5 uoin. Należy również dodać, że każdy podmiot uprawniony do prowadzenia czynności operacyjno-rozpoznawczych jest zobligowany przepisami ustaw kompetencyjnych do ochrony swoich czynności operacyjno-rozpoznawczych, a więc środków, metod i form pracy operacyjnej, funkcjonariuszy pod przykryciem i osób udzielających pomocy, a wiec musi również posiadać infrastrukturę i wykwalifikowaną kadrę, która nie tylko na początku przeprowadza testy bezpieczeństwa nabywając jakiś system, ale w ramach zarządzania ryzykiem musi monitorować go permanentnie, bo inaczej narazi na szkodę interes prowadzonych czynności, do których ustawowo została zobowiązana. Tak więc ochrona takich systemów jest priorytetem, jest tylko inaczej ukształtowana, czemu Wysoka Komisja zdaje się zaprzeczać. Oczywiście służby podejmują współpracę, w celach przeprowadzania testów, ale w sytuacji, w której system jest wyłączony z obowiązku akredytacji odbywa się to na zasadach partnerskiej pomocy na podstawie porozumień. Natomiast przeprowadzanie czynności w ramach procedury akredytacyjnej byłoby w tych przypadkach przekroczeniem uprawnień, ponieważ ustawa wyraźnie wskazuje coś przeciwnego. Takie działania więc, należałoby interpretować jako nieuprawnione rozszerzenie kompetencji ABW i SKW zaprzeczające istocie wyłączenia, które na gruncie prawa korzysta z domniemania konstytucyjności. Przy czym również nikt nie protestuje, na jakiej wszakże podstawie prawnej miałoby się opierać przeprowadzenie akredytacji systemów, które funkcjonują tylko w celach pozyskania i utrwalenia dowodu. Należy również podkreślić, że ochrona takiego systemu to absolutny know-how każdej służby, która musi skutecznie czyli głęboko zakonspirować swoje działania, a nie wystawiać je na podwyższone ryzyko dekonspiracji w procedurze akredytacyjnej. I to nie jest kwestia braku zaufania do służb akredytujących systemy, ale zarządzania ryzykiem, w tym przypadku minimalizowaniem podatności.
Kolejna sensacja, opiera się na poprawce do art. 51 ust. 1 uoin, wniesionej w 2022 roku, którą Komisja nazywa kluczową i chce z tego najwyraźniej wywieść jakiś poważny czyn przestępczy, nie biorąc pod uwagę, że nowelizacja przepisu wynika najczęściej z konieczności naprawy wady w jego stosowaniu, ponieważ w pierwszej redakcji nie uwzględniał czegoś, co powinien był wziąć pod uwagę ze względu na stan rzeczywisty. Trudno węszyć w tej poprawce jakąś sensację, bo jej treść nie zmienia komponentów systemu, to znaczy nie wskazuje, że coś systemem było przed poprawką, a po poprawce nim nie jest. To oznacza, że redakcja nie zmienia stanu pierwotnego tylko opisuje go precyzyjniej, poprzez dookreślenie jakiejś cechy, którą w pierwotnej redakcji trzeba było wywodzić ze stanu faktycznego, czyli umożliwia ona właściwe jego zastosowanie do przypadku, którym się zajmuje. Można to również ująć tak, że pierwotna redakcja przepisu nie brała pod uwagę złożoności zagadnienia, m.in. aspektu, że pozyskanie i utrwalenie informacji w sposób niejawny zawsze będzie odbywać się w dwóch środowiskach, poza strefą (np. łańcuchy anonimizujące) i w strefie, w której ostatecznie musi nastąpić końcowe przeniesienie utrwalonej informacji do środowiska akredytowanego. I tak też należy czytać poprawkę z 2022 r. bez sensacyjnego zacietrzewienia, które stało się udziałem Komisji, pomijającej w swoich rozważaniach wydawałoby się dość oczywistą chęć doprecyzowania omawianego zagadnienia.
I na koniec należałoby zadać pytanie, czy ta rozkręcona machina jest w stanie się zatrzymać, zważywszy, że skutki polityki odwetu pochłonęły już zdrowy rozsądek do stopnia, w którym każe się obywatelom stawać przed Komisją Śledczą w sytuacji, w której Trybunał Konstytucyjny wyrokiem U 4/24 z dnia 10 września 2024 r.[9], wskazał, że jest ona niekonstytucyjna i użył przy tym argumentacji, która wydawałoby się, że najbardziej powinna przemówić do sędziów szanujących swoją niezawisłość. Wskazał bowiem, że Komisja nie może oceniać rozstrzygnięć w przedmiocie wydania zgody na zastosowanie kontroli operacyjnej, ponieważ do takiej oceny nie jest uprawniona. Wyrok Trybunału Konstytucyjnego dobitnie wskazuje, że działalność Komisji zaprzecza zasadzie sędziowskiej niezawisłości, ale to najwyraźniej sędziom orzekającym kary porządkowe dla świadków nie przeszkadza (sic!). Podobnie z wielką elastycznością podchodzi się do uprawnień Komisji, która nie ma podstawy legalnej uzasadniającej jej dostęp do informacji niejawnych, nad którymi rozciąga się zakaz udostępniania z art. 28 ust. 2 ustawy o CBA[10]. Może mieć ona dostęp do informacji niejawnych tylko w zakresie odnoszącym się do art. 28 ust. 1 ustawy o CBA, a więc bez informacji dotyczących pracy operacyjno-rozpoznawczej. Informacje te są zarezerwowane dla prokuratora i sądu, o ile spełnione zostaną łącznie wszystkie warunki określone ustawowo[11]. I jeżeli ktoś myśli, że Komisja ex definitione nie spełnia tych warunków, będąc tylko organem kontrolnym prowadzącym śledztwo sejmowe w granicach podmiotowych i przedmiotowych funkcji kontrolnej Sejmu, to się bezsprzecznie myli, ponieważ Wysoka Komisja posiada dostęp właśnie do tych informacji, które objęte są zakazem. A to z kolei prowadzi do wniosku, że jednak ktoś uznał, że Komisja jest prokuratorem i sędzią.[12] Niestety trudno w dzisiejszych czasach dotrzymać kroku nowej „praworządności”, której wyrazem może być paremia, że „wszystko co my uznamy za dozwolone, nie może być ograniczane”[13].
Uwzględniając powyższe okoliczności, szczególnie istotne jest wystąpienie świadka, który ma odpowiadać z zakresu tajemnicy prawnie chronionej z myślą, że kiedyś może odpowiadać za przestępstwo przeciwko informacjom niejawnym, ponieważ składając zeznania przed obliczem Komisji działał na szkodę interesu Rzeczypospolitej Polskiej (art. 5 uoin). Oznacza to, że obecnie świadek zeznaje z ciążącą mu świadomością, że jest zakładnikiem sporu, w który został wtłoczony w imię racji przewyższającej moc wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Dziwna jest również skala jednomyślności po stronie ekspertów, którzy świadczą pomoc prawną Wysokiej Komisji i nie zwrócili uwagi na tak istotne kwestie dotyczące bezpieczeństwa. A przecież dostęp do informacji niejawnych muszą posiadać osoby, które nie tylko nabyły uprawnienia do dostępu do informacji niejawnych[14], ale również spełniły warunki konieczne przy każdej konkretyzacji dostępu tj. zasady need to know, wskazującej, że „Informacje niejawne mogą być udostępnione wyłącznie osobie dającej rękojmię zachowania tajemnicy i tylko w zakresie niezbędnym do wykonywania przez nią pracy lub pełnienia służby na zajmowanym stanowisku albo wykonywania czynności zleconych[15]”. Zasada ta wyraźnie wskazuje, że przy zezwoleniu na udzielenie informacji niejawnych nie można pozwolić sobie na nadmiarowość udostępnianego zakresu, bo to nie tylko „marnotrawstwo” cennych aktywów informacyjnych należących do państwa polskiego, ale główny czynnik podwyższający podatność inaczej słabość systemu bezpieczeństwa, z której skwapliwie korzystają zawsze ci, którym zależy, aby odporność państwa na zagrożenia była bardzo niska. Oni wiedzą najlepiej, że urzeczywistnienie się szkody dla interesu Rzeczpospolitej Polskiej nie da się zrekompensować post factum w sposób zadawalający, najczęściej usuwa się jej skutki, tłumacząc przy dziś obowiązujących standardach rządzących, że nic się nie stało, panujemy nad sytuacją i monitorujemy incydent. Widać wyraźnie, że sprawa tzw. Pegasusa to egzemplifikacja zarządzania państwem bez troski o realne bezpieczeństwo obywateli wciągniętych w spektakl z wiarą, że dzieje się on dla ich dobra, choć z perspektywy kilku lat wielu z nich zaczęło dostrzegać, że to droga donikąd, kosztowny sposób na utrzymanie władzy poprzez zarządzanie opinią publiczną, którą raz należy przestraszyć cyberbronią, a czasem uspokoić, że nic się nie stało, bo orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego nie ma znaczenia. Niestety cały ten spektakl ma znaczenie, stąd głos Orlej Roty przestrzegający, że tytułowa tajemnica prawnie niechroniona, to niebezpieczny wytwór nowych czasów, w których w „majestacie prawa”, tak jak rządzący je rozumieją, dla celów politycznych niszczy się fundamenty bezpieczeństwa państwa w czasach, które trudno nazwać spokojnymi. W czasach, w których zaufanie obywatela do instytucji państwowych powinno być niezachwiane, bo na nie ofiarnie pracują funkcjonariusze i żołnierze w codziennej służbie dla kraju, mając niestety coraz częściej świadomość, że tam, gdzie wdziera się polityka, nie ma rzetelnej oceny ich działań.
[1] art. 5 ustawy o ochronie informacji niejawnych.
[2] art. 6 uoin.
[3] art. 31 ust. 3 Konstytucji RP.
[4] Kontrola operacyjna to termin zdefiniowany precyzyjnie w każdej ustawie, dającej podstawę legalną organowi do realizowania czynności operacyjno-rozpoznawczych, a inwigilacja to działanie negatywne, realizowane w celach przestępczych.
[5] „W związku z wykonywaniem swoich zadań CBA zapewnia ochronę środków, form i metod realizacji zadań, zgromadzonych informacji oraz własnych obiektów i danych identyfikujących funkcjonariuszy CBA” – art. 24 ust. 1 ustawy o CBA.
„CBA przy wykonywaniu swoich zadań może korzystać z pomocy osób niebędących funkcjonariuszami CBA. Zabronione jest, z zastrzeżeniem ust. 2, ujawnianie danych o osobie udzielającej CBA pomocy przy wykonywaniu czynności operacyjno-rozpoznawczych. Ujawnienie danych o osobie, o której mowa w ust. 1, może nastąpić jedynie w przypadkach określonych w art. 28 zezwolenie na udzielenie informacji niejawnej” – art. 25 ust. 1 i 2 ustawy o CBA.
[6] „Chronione bez względu na upływ czasu, z zastrzeżeniem ust. 2, są:
1) dane mogące doprowadzić do identyfikacji funkcjonariuszy, żołnierzy lub pracowników służb i instytucji, uprawnionych do wykonywania na podstawie ustawy czynności operacyjno-rozpoznawczych jako funkcjonariuszy, żołnierzy lub pracowników wykonujących te czynności;
2) dane mogące doprowadzić do identyfikacji osób, które udzieliły pomocy w zakresie czynności operacyjno-rozpoznawczych służbom i instytucjom uprawnionym do ich wykonywania na podstawie ustawy” – art. 7 ust. 1 ustawy o ochronie informacji niejawnych.
[7] Nie mówimy tu o czynnościach procesowych, ale i tam jest limitowana ze względu na dobro Rzeczypospolitej Polskiej.
[8] „Obowiązkowi akredytacji bezpieczeństwa teleinformatycznego, o którym mowa w art. 48 akredytacja systemów teleinformatycznych ust. 1, nie podlegają systemy teleinformatyczne, których elementy znajdują się poza strefami ochronnymi oraz służące bezpośrednio do pozyskiwania i przekazywania w sposób niejawny informacji oraz utrwalania dowodów w trakcie realizacji czynności operacyjno‑rozpoznawczych lub procesowych przez uprawnione do tego podmioty. Wyłączenie obowiązku akredytacji bezpieczeństwa teleinformatycznego nie obejmuje interfejsów, o których mowa wart. 179 obowiązki przedsiębiorcy telekomunikacyjnego ust. 4a ustawy z dnia 16 lipca 2004 r. – Prawo telekomunikacyjne (Dz. U. z 2022 r. poz. 1648, 1933 i 2581), oraz systemów z nimi współpracujących” – art. 51 ust. 1 uoin.
[9] „Za konstytucyjnie niedopuszczalne Trybunał uznał rozwiązanie normatywne, które dopuszcza możliwość dokonywania przez Sejm lub jego organ – komisję śledczą – oceny legalności czynności operacyjno-rozpoznawczych obejmujących kontrolę operacyjną zarządzaną przez właściwy sąd powszechny. Powyższe oznacza bowiem ingerencję w czynności sądu objęte sferą niezawisłości sędziowskiej. Sejm z mocy art. 95 ust. 2 Konstytucji upoważniony jest do kontrolowania Rady Ministrów, a także innych organów administracji rządowej. Nie ma natomiast możliwości, aby komisja śledcza kontrolowała działalność sądów powszechnych. Uchwała dopuszczająca możliwość objęcia zakresem działania komisji śledczej czynności dokonanych przy udziale sądu w przedmiocie zarządzania kontroli operacyjnej, prowadzi zatem do oczywistego naruszenia art. 95 ust. 2 Konstytucji. W demokratycznym państwie prawnym, którego ustrój opiera się na zasadzie podziału i równoważenia władzy ustawodawczej, władzy wykonawczej oraz władzy sądowniczej, nie jest dopuszczalne, aby sejmowa komisja śledcza badała legalność postanowień sądów powszechnych wydawanych m.in. w przedmiocie stosowania kontroli operacyjnej. Działanie takie wkracza w jądro kompetencyjne władzy sądowniczej powołanej do sprawowania wymiaru sprawiedliwości w tego typu sprawach. Jest także niedopuszczalne w świetle art. 8 ust. 2 ustawy z dnia 21 stycznia 1999 r. o sejmowej komisji śledczej (Dz. U. z 2016 r. poz. 1024), zgodnie z którym przedmiotem działania komisji nie może być ocena zgodności z prawem orzeczeń sądowych. Biorąc pod uwagę, że przedmiot kontroli określał zakres działania komisji śledczej, komisja ta winna po ogłoszeniu niniejszego wyroku zaprzestać swej działalności.” – Zakres działania komisji śledczej U 4/24, https://trybunal.gov.pl/postepowanie-i-orzeczenia/komunikaty-prasowe/komunikaty-po/art/12898-zakres-dzialania-sejmowej-komisji-sledczej [dostęp: 22.11.2024].
[10] Omawiany wcześniej. Zobacz str. 5.
[11] „3. Zakazu określonego w ust. 2 nie stosuje się w przypadku żądania prokuratora lub sądu, zgłoszonego w celu ścigania karnego za przestępstwo, którego skutkiem jest śmierć człowieka, uszczerbek na zdrowiu lub szkoda w mieniu. 4. Zakazu określonego w ust. 2 nie stosuje się również w przypadku żądania prokuratora lub sądu uzasadnionego podejrzeniem popełnienia przestępstwa ściganego z oskarżenia publicznego w związku z wykonywaniem czynności operacyjno-rozpoznawczych.” – art. 28 ust. 3 i 4 ustawy o CBA. Podobne przepisy mają: ABW, AW, SKW i SWW. Wcześniej przesłuchany funkcjonariusz ABW, którego na jawnym posiedzeniu Komisji wizerunek ukryto, prawdopodobnie na posiedzeniu zamkniętym był zwolniony z tajemnicy na podstawie ar. 39 ust. 1 ustawy o ABW i AW, czyli bez informacji objętych zakazem, tj. art. 39 ust 3 ustawy o ABW i AW. Podobny zakaz wynika z art. 43 ust. 3 ustawy o SKW i SWW.
[12] Podobne rozwiązania ustawowe posiadają ABW, SKW, AW i SWW
[13] Komisja może wnioskować o informacje niejawne, ale tylko z zakresu, o którym mowa z art. 28 ust. 1 uoin.
[14] Posiadanie poświadczenia bezpieczeństwa do odpowiedniej klauzuli tajności, zaświadczenia o przeszkoleniu i złożenie oświadczenia o zapoznaniu się z przepisami uoin.
[15] art. 4 ust. 1 uoin.
Deformacja walki z korupcją fundowana Polakom
IZ
Reagując na ostatnie doniesienia o kolejnych etapach prac nad projektem ustawy o likwidacji Centralnego Biura Antykorupcyjnego, trudno uciec od refleksji, że niezgoda na funkcjonowanie wyspecjalizowanej służby w zakresie walki z szeroko pojętymi zjawiskami korupcyjnymi i skoncentrowanej na ochronie ekonomicznego bezpieczeństwa państwa, jest konsekwentnie promowana wyłącznie w imię politycznego odwetu, a nie w trosce o dobro państwa, co postaramy się rozszyfrować, pokazując grę „sprawą CBA”, stanowiącą wedle umowy koalicyjnej priorytet działań obecnego Rządu. Niestety głos medialny rządzących niesie się echem dobitniej niż ciężka praca w służbie dla społeczeństwa, którą funkcjonariusze i pracownicy CBA prowadzą od 2006 r., zdobywając szacunek współpracujących z nimi prokuratorów, partnerskich służb w Polsce i za granicą oraz przedstawicieli międzynarodowych instytucji zajmujących się zwalczaniem zjawisk godzących w przejrzystość życia publicznego. A nade wszystko ciesząc się z szacunku okazywanego przez obywateli przekonanych, że przez 18 lat funkcjonowania CBA zmieniła się mentalność społeczeństwa nietolerującego zjawisk korupcyjnych, ponieważ są zagrożeniem nie tylko dla finansów publicznych i gospodarki, ale również godzą w podstawy demokracji.
W ciągu 35 lat po odzyskaniu niepodległości nie było grupy zawodowej, która doświadczałaby tak konsekwentnego niszczenia jej dorobku i kwestionowania sukcesów. Nawet w uzasadnieniu do ogłaszanego obecnie projektu ustawy nie przedstawiono żadnych merytorycznych argumentów, wpisano wyłącznie medialne zarzuty, którymi żonglowano przez kilka lat w przestrzeni publicznej. Głównym dowodem na zasadność stawianych zarzutów uczyniono wskaźnik poczucia bezpieczeństwa w społeczeństwie, tj. wskaźnik indeksu percepcji korupcji, którego obniżenie było powodem spadku miejsca Polski w rankingu państw skutecznie walczących z korupcją. Przy czym nie wzięto w nim pod uwagę bardziej złożonych uwarunkowań, szczególnie nierzetelnych kampanii medialnych wpisujących się w reguły walki politycznej, podczas której sterowano poczuciem zagrożeń korupcyjnych, z którymi rzekomo miało sobie nie radzić upolitycznione CBA. Zastosowano typowy mechanizm oparty na kolportowaniu zafałszowanej narracji, która w konkretnych środowiskach opiniotwórczych i decyzyjnych politycznie niezainteresowanych rzetelną weryfikacją, dała oczekiwane pozory wiarygodności, uruchamiając na niespotykaną skalę proces zohydzania formacji na wielu frontach, o czym będzie jeszcze mowa. W takiej oto atmosferze, wykreowanej na potrzeby spektaklu mającego kamuflować działania odwetowe, uczyniono wskazany wyżej indeks percepcji, instrumentem do uzyskania szerszej aprobaty społecznej dla działań Rządu. W okolicznościach, w których wyłącznie medialnie przesądzono o nielegalnym charakterze działań CBA, naruszając podstawowe normy rzetelnej komunikacji, która dawałaby obywatelowi szanse na zobiektywizowanie oceny działania służb w obliczu faktów, a nie ich tendencyjnej interpretacji.
Mając na uwadze, że żadna służba czy instytucja działająca w sposób efektywny nie jest wolna od błędów, aż trudno nie dostrzegać, że w Polsce tylko CBA zostało wpisane na stałe w moduł konfrontowania się środowisk politycznych walczących o władzę lub próbujących ją utrzymać, stosując wszystkie możliwe, łącznie z niegodziwymi, techniki medialnego procesu, które dla jednych powierzchownie, dla innych brutalnie, mają odcisnąć piętno na ludziach z CBA lub kojarzonych z CBA, bez względu na rzeczywistą wymowę faktów, których wartość można oszacować wyłącznie w sprawiedliwym procesie, prowadzonym sine ira et studio. Ale nie o fakty tu chodzi, tylko o partykularny interes konkretnej osoby, partii czy środowiska, które uważa, że posiada licencje na działania, które ponad wszelką wątpliwość mają wykazać rację subiektywną, opartą na przekonaniu o nieskazitelności własnej lub środowiska, które broni się, rozpoczynając od medialnego ataku na służbę, nie zważając na koszty związane z bezpieczeństwem państwa wpisanym w ponadpartyjną rację stanu. Działając również niszcząco na kształtowanie rzetelnej przestrzeni komunikacyjnej, sprowadzając opinię publiczną do poziomu pudła rezonansowego będącego częścią politycznie skrojonego anturażu. Podobnie dzieje się z wciągniętymi do dyskusji osobami, posiadającymi środowiskowy autorytet, które popierając niedorzeczne tezy o przestępczej działalności CBA w związku z nabyciem konkretnego systemu techniki operacyjnej, prawdopodobnie nie zdają sobie sprawy z instrumentalnego charakteru tego spektaklu, w którym nie posiadają eksperckiej autonomii tylko rolę do odegrania i w tym jednym aspekcie nie różnią się od funkcjonariuszy CBA. Bezsprzecznie należy podkreślić, że opinia publiczna ma ważny udział w ocenie funkcjonowania CBA, gdyż jest głosem społeczeństwa, któremu CBA służy, ale nie powinna być kształtowana w warunkach suflowania narracji i wywierania presji przez rządzących i środowiska wspomagające wyżej wskazany proceder, bezrefleksyjnie i co gorsza bezkarnie.
Trzeba jednak przyznać, że w spektaklu „zlikwidujemy CBA” wzniesiono się na wyżyny hipokryzji, tworząc od kilku lat gęstą sieć spekulacji i sofistycznych interpretacji w sprawie tzw. systemu Pegasus, szczególnie wykorzystując aktywność grupy Citizen Lab, dostarczającej pożywki o mitycznej, masowej inwigilacji cyberbronią, do której również przystąpiły osoby posiadające wątpliwości natury merytorycznej, ale niemające wiedzy na temat stanu faktycznego, kluczowego dla zasadności wniosków o nielegalności działań służby. Efekt medialny utrzymywany dzięki komisji senackiej, komisji europejskiej tzw. PEGA, kampanii medialnych z wykorzystaniem głosów eksperckich, kontroli NIK, artykułów a przede wszystkim doniesień osób, które od Citizen Lab otrzymały informacje świadczące o jakiejś zewnętrznej ingerencji odnotowanej w telefonie, posłużył do podtrzymywania przeświadczenia obywateli o wysokim poziomie zagrożeń. Oczywiście odbywało się to ze szkodą dla wizerunku służby, która poza oficjalnymi i zdawkowymi zapewnieniami nie mogła przeciwstawiać się tak nierzetelnie sformatowanemu przekazowi, mając na względzie jej odpowiedzialność za bezpieczeństwo ustawowych zadań, realizowanych w trybie bezwzględnej ochrony osób, udzielających pomocy, funkcjonariuszy operacyjnych, metod i form pracy operacyjnej. Trudno również nie odczuwać zawodu, że sformatowany tendencyjnie przekaz w trybach sejmową komisji śledczej nadal służy do pozbawiania wizerunku CBA, ale dla funkcjonariuszy zapewne różnych formacji, rozumiejących służbę dla dobra kraju, bardziej istotne jest konsekwentne rozhermetyzowywanie systemu bezpieczeństwa państwa przez działalność owej komisji, która ignorując porządek prawny, w celu zweryfikowania jego prawidłowości (sic!), w zasadzie orzeka o winie od momentu powołania, wyodrębniając składy domniemanych grup przestępczych, licząc na złowienie w sieć niemalże całego społeczeństwa, które ma się bać „cybernetycznej broni” rzekomo wymierzonej w każdego obywatela. To nic innego jak argument demagogiczny, pozbawiony szacunku dla rozsądku, faktów i prawa, które wyznaczało granice legalnego działania CBA. I wiedzą to przede wszystkim ci, którzy oskarżają CBA, ponieważ posiadają dokumenty, potwierdzające, cytując Ministra Sprawiedliwości, że „służba paradoksalnie dbała o dokumentowanie swoich działań”. Mimo tego tworzone są kłamstwa, a występujące wątpliwości lub uchybienia klasyfikowane są jako ciężkie naruszenia przepisów prawa po to, żeby osiągnąć swój partykularny cel.
W uproszczonych sformułowaniach jednoznacznie negatywnych dyskredytuje się ustawowe uprawnienia nie tylko CBA, dewaluując przed opinią publiczną rozumienie i wartość kontroli operacyjnej, służącej pozyskiwaniu dowodów przestępstw. Służą temu przekazy medialne ignorujące jej istotę, nie wskazuje się bowiem, że polega ona na weryfikowaniu zgodnie z zasadą subsydiarności istotnych przesłanek, których ostatecznej wartości dowodowej nie można wycenić przed jej włączeniem, ponieważ nie byłaby wtedy zasadną, może więc być w konsekwencji niewynikową, co absolutnie nie oznacza, że nieuzasadnioną, w sytuacji spełnienia wszystkich przewidzianych prawem warunków, w tym koronnego tj. zgody sądu. Tymczasem opinia publiczna karmiona jest kategorycznymi stwierdzeniami o „wyłudzeniu kontroli” przez CBA, żeby nadać jej charakter przestępczy, czyli wprost przeciwny do zamysłu ustawodawcy, uznającego tę metodę za konieczną w demokratycznym państwie prawa, ponieważ bez niej ochrona obywateli i państwa jest niemożliwa. Modelowanie w ten sposób wiedzy na temat pracy operacyjnej jest niegodziwe wobec społeczeństwa, ale przede wszystkim wobec funkcjonariuszy, którzy poświęcają swoje zawodowe życie służbie dla bezpieczeństwa obywateli. Widać wyraźnie, że podporządkowanie głównej tezie, iż CBA zasługuje na likwidację, nie zna kosztów bezpieczeństwa, dlatego bezrefleksyjnie prowadzi się medialną narrację, nie bacząc na naruszanie powszechnie obowiązujących zasad: domniemania niewinności, legalizmu, pewności prawa, domniemania konstytucyjności, ochrony zaufania obywateli do państwa, proporcjonalności ze względu na ochronę dobra Rzeczpospolitej Polskiej, wiedzy koniecznej tzw. need to know, i wielu innych reguł ustanowionych dla zabezpieczenia prawidłowości przeprowadzania przesłuchań procesowych, dobra postępowań toczących się równolegle na podstawie materiału dowodowego, pozyskanego przez służby w wyniku kontroli operacyjnej, a także dotyczących zarządzania ryzykiem w związku z ujawnianymi podatnościami istotnymi dla systemu bezpieczeństwa państwa.
Należy również podkreślić, szczególnie dla zmanipulowanej opinii publicznej, iż nie mamy wątpliwości, że każde podejrzenie popełnienia przestępstwa również przez funkcjonariusza CBA powinno znaleźć swoje miejsce w prokuraturze, a każdy przepis prawa, który korzystał z zasady domniemania konstytucyjności, powinien zostać poprawiony, jeśli jego zastosowanie mogło rażąco przyczynić się do naruszenia powszechnie obowiązujących norm. Ale nie jest to wystarczający powód do medialnego linczu całej formacji i tym bardziej likwidacji, czyli zaprzepaszczenia profitów wynikających z prawdziwego dorobku CBA i inwestycji, które poniosło społeczeństwo polskie w związku z funkcjonowaniem niezależnej i wyspecjalizowanej służby.
Kolejny aspekt opisywanej gry „służbą CBA” odnosi się do pozorów reformatorskiej inicjatywy. Medialność likwidacji CBA, którą zapewnia sobie Rząd po każdym etapie procedury legislacyjnej, daje mylne wrażenie, że reforma została przygotowane perfekcyjnie, bo Premier wypowiada zaklęcia, że bardzo poważnie traktuje walkę z korupcją, pozostawiając wrażenie, jakby działania w tym zakresie były dynamiczne i przybliżały do wątpliwych profitów zaproponowanej reformy. Owszem, dynamiczne i skuteczne były tylko starania, aby wpisać likwidację CBA w umowę koalicyjną i poddać ją dyktatowi kalendarza wyborczego z pełną świadomością, że półtora roku pozorów utrzymywanych do wyborów prezydenckich musi odcisnąć się na osłabieniu państwa w zakresie walki z korupcją. Medialne przekazy były bowiem jednoznaczne, że Prezydent RP nie podpisze ustawy, ze względu na brak merytorycznych przesłanek uzasadniających reformę polegającą na anihilacji wyspecjalizowanej służby. Należy więc zauważyć, że jeśli w powyższym zakresie nie było niedomówień, to brnięcie w likwidację CBA było działaniem z założenia podejmowanym bez skrupułów i kosztownym, ponieważ zmuszało cztery formacje, a więc CBA, Policję, KAS i ABW do absorbowania sił na przygotowania do zadań, których realizacja nie tylko została odsunięta w czasie, ale do teraz posiada status niepewnej, ponieważ nie można wykluczyć, że nowy prezydent będzie w tym zakresie podzielał zdania obecnie urzędującego. Zestawiając tę okoliczność z doniesieniami z różnych formacji, że priorytetem po roku rządów jest nadal poszukiwanie przysłowiowych „igieł w stogu siana”, żeby można było zasilać medialny proces rozliczeń obecnej opozycji parlamentarnej, jak również wyłamujących się z odwetowego paktu koalicyjnego, to bezsprzecznie łatwiej uwierzyć, że konsekwencja w realizacji tego osobliwego terminarza likwidacji CBA posiada wyłącznie charakter odwetowy.
Trudno bowiem uwierzyć, że w stanie likwidacji instytucja jest w szczytowej formie swojej ustawowej działalności, przeznaczając pewną część swojego zasobu kadrowego i aktywów na organizację likwidacji samej siebie, szacując zapewne, że wielu funkcjonariuszy zmęczonych poczuciem niepewności jutra, odejdzie w styczniu 2025 r. W dwóch pierwszych miesiącach 2024 r. mogli oni jeszcze żyć w przeświadczeniu, że hasło wyborcze zostanie zweryfikowane przez rozsądek rządzących, ale nadzieje okazały się płonne. Pierwszy umowny termin likwidacji CBA był wyznaczony na 1 stycznia 2025 r., ale zaznaczyć należy, że w pakiecie przygotowawczym funkcjonowały terminy powołania odpowiednich pełnomocników, których zadania miały być zainicjowane kilka miesięcy wcześniej i zakończone w terminie wejścia w życie ustawy. Kolejne przesunięcia terminów są więc tylko przedłużeniem istniejących procesów, które rozpoczęły się na dobre w połowie bieżącego roku. Obecnie obowiązuje termin 1 lipca 2025 r., a niektóre przepisy mają wejść w życie 1 kwietnia 2025 r., co jest w całym przedsięwzięciu dość istotne, ponieważ rządzący dość pewnie ogłaszają, że „ma się wydarzyć to, co wydarzyć się ma”. Zważywszy, że 1 kwietnia 2025 r. wedle zapowiedzi będą obowiązywać przepisy wyprzedzające wejście w życie ustawy, która nie nabyła mocy obowiązującej, nie będąc najpóźniej w marcu podpisaną przez Prezydenta, czy to nie Prima Aprilis? Niestety nie, to przykład fragmentarycznej komunikacji na potrzeby zainteresowanej reformą opinii publicznej, wierzącej że wszystko odbywa się dynamicznie i zgodnie z planem. Główne założenia reformy też nie napawają optymizmem, można streścić je do kilku decyzji o: rozproszeniu aktywów CBA i wypracowanego przez lata potencjału osobowego, wraz z przesunięciem w nowe miejsca, skazując go na przymusową adaptację, a więc licząc się również z jego utratą, natomiast organy przysposabiające ten rozproszony potencjał uszczęśliwia się wizją transformacji, w którą trzeba będzie inwestować w kilku miejscach, a nie w jednym, odsuwając myśl, że przy takiej strukturze walki ze zjawiskami korupcyjnymi, mitygowanie ryzyk w procesie zarządzania związanych m.in. z powielaniem kompetencji, mnożeniem szczebli decyzyjnych, dewaluacją odpowiedzialności, wyodrębnianiem się tzw. niczyich stref działania, to bardzo kosztowna inwestycja.
Czytając projekt odnosi się wrażenie, że jego twórcy też podzielają wskazane wyżej ryzyka, ponieważ poprawione obecnie przepisy w przedmiocie właściwości rzeczowej poszczególnych beneficjentów likwidacji CBA (obecnie art. 159 projektu, w poprzednim art. 152), nadal nie zmieniły swojego poziomu ogólności i stwarzają wrażenie raczej dopasowywanych do istniejących ustaw kompetencyjnych niż przeanalizowanych dogłębnie pod kątem krzyżowania się uprawnień, odnotowywanych podczas wieloletniego współdziałania służb. Ponadto zapewnienia o wzmocnieniu koordynacji działań również nie budzą aplauzu, szczególnie w zakresie osłony antykorupcyjnej, których jakość nie wychodzi poza wprowadzenie pewnego prostego schematu: kto do kogo wnioskuje, kto wskazuje podmiot wiodący w działaniach osłonowych, ile razy na rok aktualizowany jest wykaz przedsięwzięć osłonowych, to jest układającego się w organizacyjną mikroprocedurę, która pozostaje w luźnym związku z zapewnieniami z „Uzasadnienia” do projektu ustawy, że koordynacja ta „przełoży się na umiejętne wdrożenie, w strukturach i obszarach właściwości rzeczowej im przyporządkowanej, miarodajnej i efektywnej profilaktyki przeciwdziałania zjawiskom korupcjogennym poprzez ciągłe działania edukacyjne i informacyjne. Z kolei rozłożenie ciężaru walki z korupcją na kilka instytucji pozwoli w przypadku wykrycia tego rodzaju przestępstw na podejmowanie skutecznych, profesjonalnych i w pełni niezależnych działań ukierunkowanych na ściganie faktycznych sprawców przestępstw korupcyjnych, nie zaś realizowania czynności wpisujących się w walkę polityczną”. Trudno w projekcie również znaleźć kompleksowe rozwiązania, umożliwiające obniżenie ryzyka zdarzeń istotnych dla bezpieczeństwa państwa wymagających precyzyjnej koordynacji, ponieważ projekt nie przewiduje rozwiązań odnoszących się do efektywnej struktury nadzoru i koordynacji działań Premiera nad formacjami, podlegającymi Ministrowi Spraw Wewnętrznych i Administracji, Koordynatorowi Służb Specjalnych i Ministrowi Obrony Narodowej, ale również Ministrowi Sprawiedliwości, Ministrowi Finansów, zważywszy, że realizacja każdej osłony, w tym antykorupcyjnej jest zawsze testem dla kompatybilności działań wszystkich resortów odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa. W tej części może warto jeszcze odnotować nie całkiem złośliwie, że jest jedna niewielka zmiana, która może świadczyć o tym, że machina legislacyjna dostrzegła dysonans między tekstem ustawy a szumnymi zapowiedziami rozsiewanymi medialnie o profitach likwidacji CBA. Zmieniono bowiem tytuł ustawy, z poprzedniej nazwy „ustawa o wzmocnieniu koordynacji działań antykorupcyjnych, likwidacji Centralnego Biura Antykorupcyjnego oraz zmianie niektórych ustaw”, wyrzucając ostatnią frazę i usuwającw wyrażeniu „o wzmocnieniu koordynacji” rzeczownik „wzmocnieniu”, co dla niniejszej opinii również wydaje się istotne. Trudno bowiem nie zauważać, że poważne problemy kadrowe w KAS, Policji i CBA, czy też niekorzystne statystyki, szczególnie dotyczące wzrostu liczby fikcyjnych faktur przez ostatni rok i spadających zysków z działalności spółek z kapitałem skarbu państwa, pozostają między sobą w korelacji. Uważamy, że proces uporczywego likwidowania CBA i związanej z nim transformacji pozostałych służb, już obniżył poziom efektywnej walki z korupcją, dlatego licząc na solidarne wsparcie opinii publicznej, a nade wszystko funkcjonariuszy innych formacji, nie tylko jesteśmy przeciwni likwidacji CBA, ale również postulujemy o odpowiednią dystrybucję środków finansowych, w celu kadrowego zasilenia wskazanych wyżej formacji.
Na koniec warto podzielić się smutną refleksją, że zapowiadany kierunek zmian jest fasadowy i nie łączy się z nową jakością funkcjonowania polityki antykorupcyjnej, której przedsmak prezentowany jest w projekcie dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie zwalczania korupcji, zastępująca decyzję ramową Rady 2003/568/WSiSW oraz Konwencję w sprawie zwalczania korupcji urzędników Wspólnot Europejskich i urzędników państw członkowskich Unii Europejskiej oraz zmieniająca dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2017/1371 [1], do lektury której zachęcamy, biorąc pod uwagę, że niedługo będzie wymagała implementacji do krajowego porządku prawnego i nie ma obecnie przeszkód, aby przystosowywać się do rozwiązań w niej prezentowanych, chroniąc się przed ponoszeniem w przyszłości dodatkowych kosztów transformacji struktur antykorupcyjnych w państwie, tylko dlatego, że obecnie rządzący nie przewidują istnienia niezależnej wyspecjalizowanej służby antykorupcyjnej.
Odwołując się przykładowo do art. 4 ww. dyrektywy w sprawie zwalczania korupcji, po poprawce zgłoszonej w lutym 2024 r., można odnotować kierunek, w którym państwa członkowskie powinny podążać, wykazując dbałość o to, aby ich wyspecjalizowane organy: były niezależne od rządu i zdolne do samodzielnego podejmowania decyzji w indywidualnych przypadkach, wykonywały swoje funkcje wolne od nieuzasadnionych wpływów politycznych i stale dysponowały wystarczająco licznym wykwalifikowanym personelem, w tym na szczeblu operacyjnym, oraz zasobami finansowymi, technicznymi i technologicznymi, jak również uprawnieniami i narzędziami niezbędnymi do zapewnienia skutecznego wykonywania powierzonych im zadań oraz właściwego nimi administrowania [2], jak również: aa) były zarządzane przez członka wykonawczego lub członków wykonawczych, którzy – podczas wykonywania swoich zadań i korzystania z przysługujących im uprawnień zgodnie z niniejszą dyrektywą – pozostają wolni od bezpośrednich lub pośrednich wpływów zewnętrznych i nie zwracają się o instrukcje do żadnej osoby fizycznej lub prawnej ani ich nie przyjmują oraz którym zapewnia się odpowiednią i wystarczającą kadencję gwarantującą niezależność polityczną; członek wykonawczy lub członkowie wykonawczy są powoływani w drodze przejrzystej, otwartej i niedyskryminującej procedury zgodnie z zasadą nadzoru legislacyjnego; kryteria wyboru muszą być przewidywalne i znane nie później niż rok przed planowanym powołaniem [3]. Trudno więc uznać, że rozproszony system walki z korupcją fundowany przez obecną władzę, bez głównej służby dedykowanej wyłącznie do ścigania korupcji na szczytach władzy i dla ochrony ekonomicznych interesów państwa, będzie w stanie sprostać szerokiemu zakresowi działań antykorupcyjnych przewidzianych przez tę dyrektywę.
Mamy również nadzieję, że ten zbiorowy proces medialny, którym sterują obecnie rządzący, a który w przyszłości z pewnością będzie obszarem naukowych dociekań socjologów badających zjawiska społecznego linczu, zostanie przerwany pod wpływem tej samej opinii publicznej, która osiemnaście lat temu była zgodna w kwestii utworzenia Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Potrzebujemy sprzeciwu obywateli i zakończenia działań godzących w dobre imię i godności zupełnie niewinnych funkcjonariuszy, którzy z poświęceniem służą i służyli dobru społeczeństwa, w myśl składanej przysięgi i w imię bezkompromisowej oraz niezależnej walki, ponieważ zjawiska korupcji uderzają w samo serce demokracji, naruszając jej podstawowe zasady, a mianowicie równość, przejrzystość, uczciwość, bezstronność, legalność i sprawiedliwą redystrybucję bogactwa. Mają one wyjątkowo szkodliwe skutki gospodarcze, takie jak zwiększone wydatki publiczne w wyniku interwencji pozbawionych rzeczywistego interesu, które przynoszą korzyści osobom prywatnym, zniechęcają inwestorów i zakłócają reguły konkurencji [4]. Zwalczanie korupcji ma zasadnicze znaczenie dla poprawy jakości demokracji i pełnej realizacji praworządności. Uznaje się, że zasadnicze znaczenie dla dobrej strategii antykorupcyjnej ma działanie przed zjawiskiem, zapobiegające sytuacjom, które generują praktyki korupcyjne [5].
[1] https://eur-lex.europa.eu/legal-content/EN/TXT/?uri=COM%3A2023%3A234%3AFIN [11.12.2024]
[2] PROJEKT REZOLUCJI USTAWODAWCZEJ PARLAMENTU EUROPEJSKIEGO, wniosek dotyczący dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie zwalczania korupcji, zastępującej decyzję ramową Rady 2003/568/WSiSW oraz Konwencję w sprawie zwalczania korupcji urzędników Wspólnot Europejskich i urzędników państw członkowskich Unii Europejskiej oraz zmieniającej dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2017/1371(COM(2023)0234 – C9‑0162/2023 – 2023/0135(COD), [W:] SPRAWOZDANIE w sprawie wniosku dotyczącego dyrektywy Parlamentu Europejskiego i Rady w sprawie zwalczania korupcji, zastępującej decyzję ramową Rady 2003/568/WSiSW oraz Konwencję w sprawie zwalczania korupcji urzędników Wspólnot Europejskich i urzędników państw członkowskich Unii Europejskiej oraz zmieniającej dyrektywę Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2017/1371, Projekt Rezolucji….., poprawka 82 do art. 4 ust.3 lit. a, https://www.europarl.europa.eu/doceo/document/A-9-2024-0048_PL.html .
[3] Tamże, poprawka 83 do art. 4 ust. 3 lit. aa nowa.
[4] Projekt rezolucji …, Poprawka 8 do Motywu 5c nowy.
[5] Tamże, Poprawka 2 do Motywu 1b nowy.
Być albo nie być zakładnikiem nowej praworządności – refleksja po doprowadzeniu
b. Szefa ABW prof. Pogonowskiego przed oblicze Komisji
IZ
Obrady Komisji Śledczej do spraw tzw. Pegasusa nie można uznać za czas efektywnie spędzony, trudno bowiem co tydzień oddawać się temu samemu spektaklowi opartemu na jednym schemacie, w którym fakty i merytoryczny komentarz są nokautowane przez nachalny, z góry powzięty wniosek niewymagający dowodzenia. Jednak doprowadzenie b. Szefa ABW prof. Piotra Pogonowskiego przed oblicze Komisji nadało posiedzeniu charakter symboliczny, ponieważ okazało się, że różnica potencjałów w merytorycznym postrzeganiu rzeczywistości przez świadka i członków Komisji jest tak druzgocąca na niekorzyść tej drugiej, iż zdroworozsądkowy obywatel mógłby pomyśleć, że zamiana miejsc Komisji i świadka z pewnością przywróciłaby należny nam porządek. A skoro właśnie o nim mowa, to warto sobie uświadomić, że każda z osób, wzywanych przez Komisję po 10 września 2024 r., czyli po wydaniu wyroku przez Trybunał Konstytucyjny, będzie dzielić dylematy prof. Piotra Pogonowskiego. Stwierdzenie przez Trybunał Konstytucyjny niedopuszczalności funkcjonowania Komisji, z uwagi na art. 8 ust. 2 ustawy z dnia 21 stycznia 1999 r. o sejmowej komisji śledczej, zgodnie z którym przedmiotem działania komisji śledczej nie może być ocena zgodności z prawem orzeczeń sądowych, wskazuje na zasadniczą przeszkodę w dalszym funkcjonowaniu Komisji. Nie ma bowiem wątpliwości, że dokonuje ona ocen orzeczeń sądowych w zakresie stosowania kontroli operacyjnej, powołując się na materiał, jak również formułując pytania do świadków, wkraczając tym samym w sferę, którą Trybunał uznał za niedopuszczalną.
Tymczasem świadek, podobnie jak Komisja, nie mogąc kwestionować zgodności orzeczeń, stał się niejako zakładnikiem okoliczności, do których się nie przyczynił, a w których musi rozstrzygnąć, co jest właściwe, wiedząc, że jeżeli przyjdzie na posiedzenie Komisji, to swoim zachowaniem w sposób jednoznaczny i konkretny dokona rozstrzygnięcia nie tylko o legalności jej działania, ale również a contrario o wadliwości orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, do czego jako obywatel, szanujący porządek konstytucyjny, nie powinien czuć się zmuszany. Zgodnie z art. 190 ust. 1 Konstytucji RP i dotychczasowym orzecznictwem, podanie wyroku Trybunału Konstytucyjnego do publicznej wiadomości obliguje wszystkie organy państwa do jego stosowania, bez względu na okoliczności instrumentalnego wstrzymywania publikacji wyroku. Z tej „pułapki” skwapliwie korzysta Komisja, twierdząc, że skoro świadek stawił się przed Komisją (choć nie sam tylko przymuszony) i złożył przysięgę, to znaczy, że uznał jej legalność. To doprawdy wyjątkowa „praworządność”, w której argument o legalności Komisji wywodzony jest nie z sentencji wyroku Trybunału Konstytucyjnego, a z faktu zasądzenia przez Sąd kary porządkowej lub przymusowego doprowadzania świadka przed jej oblicze.
Sprawa jest bardzo poważna, ponieważ świadek składa wyjaśnienia w okolicznościach sporu o legalność organu, przed którym właśnie ma wyjawiać tajemnice prawnie chronione, czyli w sytuacji, w której grozi mu sankcja za nieuprawnione ujawnienie informacji niejawnej. W przyszłości może więc występować przed sądem za przestępstwa przeciwko informacjom niejawnym, ponieważ działał na szkodę interesu Rzeczypospolitej Polskiej (art. 5 uoin). Oznacza to, że świadek może stawać przed Komisją z ciążącą mu świadomością, że jest zakładnikiem sporu, który ma bardzo konkretne odniesienie do przepisów z ochrony informacji niejawnych, również w kontekście przywołanego wyroku TK. Komisja bowiem realizuje ustalenia i dokonuje ich oceny z zakresu czynności operacyjno-rozpoznawczych, szczególnie w obszarze wymagającym zgody Sądu w przedmiocie zastosowania kontroli operacyjnej, które wymagają szczególnej ochrony ze względu na interes Rzeczypospolitej Polskiej, nie mając do tego odpowiedniego umocowania. Przykładowo w art. 28 ust. 2 ustawy z dnia 9 czerwca 2006 r. o Centralnym Biurze Antykorupcyjnym [1], sformułowany jest zakaz udostępniania pewnej kategorii informacji dotyczących czynności operacyjno-rozpoznawczych [2], który może być fakultatywnie znoszony przez Szefa CBA, ale po spełnieniu konkretnych warunków, których Komisja ex definitione nie może spełnić, ponieważ nie jest prokuratorem lub sądem [3], tylko organem kontrolnym, prowadzącym śledztwo sejmowe w granicach podmiotowych i przedmiotowych funkcji kontrolnej Sejmu, a więc korzysta tylko z niektórych uprawnień prokuratorskich [4]. Podobne rozwiązania ustawowe posiadają ABW, SKW, AW i SWW [5]. Komisja może więc wnioskować o zwolnienie osoby z tajemnicy na podstawie art. 11e ust. 2 ustawy o sejmowej komisji śledczej, wyłącznie jako instytucja, która nie może uzyskać dostępu do kategorii informacji objętych zakazem [6], do których m.in. mogą należeć informacje z wniosków o kontrolę operacyjną, jak i wskazujące na wykorzystanie konkretnego środka lub metody operacyjnej, a więc w szerokim zakresie pokrywające się z tym obszarem działań Komisji, który został zakwestionowany przez Trybunał Konstytucyjny.
Na koniec warto wrócić do wystąpienia prof. Piotra Pogonowskiego, który podczas składania wyjaśnień odwołał się do Arystotelesowskiej roztropnej troski o dobro wspólne, jakby na przekór urządzonemu przez Komisję spektaklowi, inspirując do pierwszego artykułu z cyklu „Piórem i Szponem”, w którym autorzy postarają się roztropnym orlim piórem pochylać z troską nad bezpieczeństwem państwa i dobrem wspólnym, nie gubiąc zdrowego rozsądku i merytorycznego oglądu rzeczywistości.
[1] Dz. U. z 2024 r. poz. 184. 1222.
[2] „Zezwolenie, o którym mowa w ust. 1, nie może dotyczyć udzielenia informacji o:
1) osobie, jeżeli zostały uzyskane w wyniku prowadzonych przez CBA albo inne organy, służby lub instytucje państwowe czynności operacyjno-rozpoznawczych;
2) szczegółowych formach i zasadach przeprowadzania czynności operacyjno-rozpoznawczych oraz o stosowanych w związku z ich prowadzeniem środkach i metodach;
3) osobie udzielającej pomocy CBA, o której mowa w art. 25 pomoc osób trzecich.” – art. 28 ust. 2 ustawy o CBA.
[3] czyli tylko jako instytucja może wnioskować o zezwolenie na dostęp do informacji niejawnej z art. 28 ust. 1 ustawy o CBA, a więc z ograniczaniem informacji, na jakie rozciąga się wskazany wyżej zakaz, który również dotyczy wniosków o zastosowanie kontroli operacyjnej.
[4]. Zakazu określonego w ust. 2 nie stosuje się w przypadku żądania prokuratora lub sądu uzasadnionego podejrzeniem popełnienia przestępstwa ściganego z oskarżenia publicznego w związku z wykonywaniem czynności operacyjno-rozpoznawczych, ścigania karnego za przestępstwo, którego skutkiem jest śmierć człowieka, uszczerbek na zdrowiu lub szkoda w mieniu. – art. 28 ust. 3 i 4 ustawy o CBA.
[5] Podobne rozwiązania prawne występują w art. 39 ustawy o ABW i AW art. 43 ustawy o SKW i SWW.
[6] Komisja ma prawo na podstawie art. 15 ust. 1 ustawy o sejmowej komisji śledczej, zwrócić się do Prokuratora Generalnego o przeprowadzenie określonych czynności, ale należy pamiętać, że nie jest to równoznaczne z uzyskaniem dostępu do wskazanego wyżej zakresu, nad którym rozciąga się zakaz, ponieważ warunkiem koniecznym do rozpatrywania zasadności jego uchylenia jest wszczęcie określonych prawem samodzielnych postępowań przez ustawowo określone organy, a takich kompetencji komisja śledcza nie posiada, tj. nie zastępuje prokuratora lub sądu.